dzało się żadną marszczką, żadnem twarzy poruszeniem... Wiadomość o śmierci jedynej siostry nie dotknęła go zbyt głęboko, jednakże nie zewszystkiem zdrętwiałe jeszcze fibry serca doznały jakiegoś starannie utajonego wstrząśnienia. Człowiek nadewszystko praktyczny, obrócił zaraz wynikłe z tej wiadomości zadanie w taki sposób, by dojść do rozwiązania jego jak najkrótszą i najkorzystniejszą dla siebie drogą.
Nigdy może więcej sprzeczności nie było w charakterach i usposobieniach dwojga rodzeństwa, jak między nim a zmarłą siostrą panią Solską. Starsza od niego o lat kilka, matka Anny w istocie, wedle słów dziecięcia, mogła się nazwać aniołem dobroci i świętości... Może dla tego brat i ona, choć w najlepszych stosunkach, nie zbliżyli się do siebie nigdy ściślej i pokochać nie mogli. Ona wierzyła tylko w rozum Dembora, w jego umiejętność prowadzenia interesów i nieposzlakowaną poczciwość, chłód serca odstraszał ją od niego. Ceniąc go wysoce, wyrzucając to sobie jako występek, nie mogła przystać do brata, przywiązać się jak chciała, przybliżyć jak była powinna. On ją miał za kobietę pospolitą, nazbyt dobrą i miękkiego charakteru, a wielce niepraktyczną.
Ten wyraz był w jego ustach ostatecznem ocenieniem człowieka i nieodwołalnym wyrokiem o jego nieudolności.
Widywali się rzadko, aż wreszcie prawie obcemi stali sobie. — Jan Dembor rzucił się w te wielkie przedsięwzięcia gospodarsko-fabryczne, które dźwignęły go i powiększyły majętność, pani Solska owdowiała i zajęła całkiem wychowaniem dzieci, nieco zaniedbując interesów, czy nie umiejąc im podołać.
Parę razy w ciągu roku pisywali do siebie, wdowa zasięgała rady brata, ale jej nigdy prawie zużytkować nie mogła — on śmiał się po cichu z siostry, której przepowiadał ciągle grożącą ruinę. Wszystko mu się tam u niej nie podobało, sposób zarządzania majątkiem, ogólny plan interesów, gospodarstwo, wychowanie dzieci — ruszał ramionami tylko, ale widząc że nie prze-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.