głych istot.
Dembor porzucił też gazety i zwolna przysunął się nieco do żony.
— Wiesz, rzekł słodko i powoli — biedna siostra nasza... nie żyje.
Pani Demborowa zawsze niezmiernie przesadzała w okazywaniu uczucia, którego nie doznawała, chociaż wcale nie sympatyzowała ze zmarłą, i na prostocie jej i dobroci poznać się nie umiała, zakrzyknęła ręce łamiąc:
— Solska! biedna Solska! a! nieszczęśliwe sieroty!
Tymoleon i Emilja spojrzeli z zadziwieniem nie dosłyszawszy wiadomości o śmierci ciotki.
— Kto umarł? spytała Emilja.
— Ciotka wasza, Solska, odpowiedział ojciec.
— Biedny Michaś, biedna Anna! rozczulając się coraz bardziej, zawołała pani Demborowa, nieszczęśliwe sieroty! nieprawdaż że powinniśmy je przytulić...
— Powinniśmy im pomódz skutecznie i radykalnie, rzekł gospodarz domu z wielką flegmą — nieboszczka przy największych cnotach była nadzwyczaj niepraktyczną, interesa musiała porzucić w bardzo złym stanie, wszystko to spada na mnie.
— Ale należałoby albo nam pojechać, albo ich tu wezwać... wszak nikogo na świecie nie mają.
— Tak jest, coś się zrobi dla nich, obmyślimy — odparł gospodarz — opuścić ich tak niepodobna... Majątek znaczny, położenie piękne, wszystkie warunki ulepszenia go prócz kapitału, który zresztą zaciągnąć można... ale to wszystko potrzebuje reformy radykalnej. Mnie się tem samemu zająć trudno przy ogromie roboty własnej, której porzucić i zaniedbać nie mogę. Tymlo miałby tu pole zastosować swoją naukę i pokazać co u nas zrobić można z kapitałem i umiejętnością, zdaje mi się nawet że zyskałby na tem, gdyby wziął Porzeczański klucz w dwudziesto-czteroletnią dzierżawę... kontentując ich pensją...
Zagadniony tak wprost argumentem ad hominem, Tymlo podniósł głowę, spojrzał na ojca, i zatrzymał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.