Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

się chwilę z odpowiedzią, nie znać w nim było zbytecznego popędu do pracy.
— Ale to zadanie, rzekł, potrzebowałoby naprzód wielkiego, długiego namysłu.
— Byłbyś tam zupełnie swobodny i mógłbyś zastosować jak byś chciał wszystkie teorje twoje; przecież tak z założonemi rękami siedzieć zawsze nie możesz, a w moje gospodarstwo się mięszać nie chcesz. Porzecze ma wszystko, czego tylko pożądać można, in crudo majątek, ale z ogromną przyszłością... ziemia dobra, lasy... w najlepszym stanie, rzeka spławna, wody, stawy, buraki by pewnie rodziły, jabym je do mojej cukrowni skontraktował, gdybyś tam założyć nie chciał drugiej... Co się tyczy warunków dzierżawy, te wglądając w konieczność radykalnej reformy i wielkich nakładów, mogłyby być dogodne. Ostatecznie zaś spełniłbyś dobry uczynek, wydźwigając te biedne sieroty.
Tymlo karmił angielskiego charta, i nic nie mówił, a po chwili odezwał się z flegmą angielską:
— Jest wiele, za i przeciw... Naprzód, jak mówiłem ojcu, niepodobna mi gospodarować na cudzem, choćby na dwudziestoletniej dzierżawie, potrzebuję być panem wszechwładnym i mieć całą przyszłość przed sobą... Tak straciłbym połowę lepszą korzyści z mojej pracy... powtóre, majątek o ile wiem rozrzucony, warunki niedogodne... pozycja względem krewnych draźliwa i fałszywa... półśrodkami dla małego zysku gospodarować nie potrafię.
— Jak zechcesz, rzekł ojciec, namyśl się, ja nie zmuszam, ale ci coś robić trzeba.... ty nie chcesz.
— Nie mam nic swojego...
— Ja ci dawałem wioskę.
— Na małem szkoda pracy.
— Jak chcesz, powtórzył Dembor, ale tym sposobem czekać będziesz musiał mojej śmierci.
— Wszak się nie wyrywam do gospodarstwa! rzekł Tymlo.
— Ale wszystkiego zapomnisz?
— Niech się ojciec nie obawia o to... uśmiechnął się