Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

dywali się o swoje sieroty z uczuciem troskliwości i niepokoju, dowodzącem prawdziwego do nich przywiązania.
Po chwili oczekiwania, Anna pokazała się w ganku.
Mniej może ładna niż Emilja, bo też piękność jej mniej pielęgnowano — cale to była inna istota. Smętna jej twarz nosiła na sobie ślady myśli, cierpienia i gorącego w życiu udziału — znać było z jej oczów, że serce biło, że dusza nie zamarła w łonie.
Malutka, szykowna, nie zbyt biała, bo się też opalić nie strzegła, z niebieskiemi oczyma, z ciemnoblond włosem w ogromny warkocz zwiniętym, Anna wyglądała wśród otaczającego ją ludu, uśmiechającego się i ręce wyciągającego do swej dobrodziejki, jakby jaka święta Elżbieta Węgierska, jak Ś. Jadwiga szląska, jak jakieś uosobienie miłosierdzia. Wszyscy powstali zobaczywszy ją i cisnąć się do niej zaczęli z rozrzewnieniem i zapałem — ona uśmiechnęła się do nich ze łzą w oku, bo jej się przypomniało nagle, że tam gdzie ich zwykle dwie bywało, dziś stała osamotniona — i za dwie miłosierną, za dwie matką być musiała.
Zbliżyła się pokrywając to uczucie jak mogła do kobiety z chorem dziecięciem i poczęła ją badać troskliwie. Reszta ludzi poglądali na nią w milczeniu spokojnem, wiedząc że dla nich wszystkich czasu i serca jej stanie.
Michaś młodszy od siostry ale słuszniejszy od niej, ogorzały, zdrów, silny chłopak z ciemnem okiem i rysami twarzy bardzo pięknego kroju i linji wyrazistych — żywy obraz zgasłej matki, wybiegł także zaraz w pomoc Anusi i żwawiej od niej zajął się swoim wydziałem, to jest tymi którzy gospodarskie do niego mieli potrzeby.
Widać było, że przystępowali doń z zaufaniem, z poczciwą wieśniaczą poufałością, bez obawy i uniżoności przesadzonej, a rozmowa ich była serdeczną i braterską.
Anna nie odprawiała nikogo do szpitala, bo w Porzeczu ani ochrony ani lazaretu nie było, ale dała lekarstwa, i lepszą od nich otuchę i myśl o Bogu, kazała wydać ze spiżarni co komu było potrzeba, odpra-