wiając ich do domów weselszych, spokojniejszych, prawie uzdrowionych słowem. Michał też nie odwoływał się do rządcy, ani do jakichś nieprzełamanych przepisów, tylko do serca własnego. Znał niemal wszystkich, wiedział jak komu poradzić, co dać, czego odmówić, a jeśli naukę dać przyszło, czynił to tak serdecznie, tak po chrześcjańsku, że mu jej za złe nie miał przyjmujący.
Oboje byli do tego przywykli od młodu, przykład matki wprowadził ich na tę drogę.
Już się byli powoli porozchodzili ludzie od ganku i stary tylko gospodarz, który bez żadnego interesu przywlókł się dzieci zobaczyć, gawędził jeszcze z Anną i Michałem, gdy z miasteczka powracający stajenny, podał panience list wuja Dembora.
Starzec postrzegłszy papier wysunął się po cichu, a dzieci zbliżywszy się poczęły czytać wezwanie wujostwa i spojrzawszy na siebie z otwartym papierem w ręku, przeszły do pokoju.
— Ha, moja Anulku, odezwał się Michał całując ją w czoło — musimy jechać, potrzeba...
Na twarzy obojga nie wiele widać było radości.
— Tak bo to ciężko się ztąd oddalić — szepnęła Anna. Zdaje się, że po drodze pogubim drogie nasze wspomnienia. Ja się tak boję ich stracić je, przykro mi pomyślić, że żal mój osłabnąć może od nowych wrażeń, że tu powrócimy chłodniejsi.
— Alboż to dokąd się wybieracie? przerwał im w tej chwili głos z kąta sali do której weszli na radę, nie uważając, że się w niej znajdował ktoś trzeci.
Na kanapie z kalendarzem w ręku siedział łysy i siwy staruszek w szarej kapocie. Twarz jego poczciwa takim tchnęła pokojem i promieniła tak gorącem uczuciem, że na nią bez wrażenia, bez poszanowania mimowolnego, nie znając nawet człowieka, spojrzyć nie było można. Overbeck lub Führich mogliby ją schwycić za studjum do jednego z tych obrazów swoich, w których głowy świętych starców na tle pogańskiego i bydlęcego tłumu jak gwiazdy promienieją;
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.