Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

— A mnie co po ich pieniądzach! toć ich nikomu nie dadzą! ba! i sobie nie bardzo użyją!
— No! i ludziom u nich krzywdy nie ma.
— Popytajże waść panie Pietrze... jak im tam doskonale, albo skosztuj tego przysmaku jeśli łaska. Człowiek czysto niewolnikiem, a co stąpi to sztraf... byleś się na minutę zapatrzył, hę... już grzech! a o przebaczenie nie proś! bo tam tego nie ma... rychtyk kółko w młockarni, musisz swoje odbywać... Godziny pilnuj, sztraf, miejsca strzeż, sztraf, chory do szpitala pod wartę! od żony, od dzieci... to zdrowia nie da choćby łóżko było najczyściejsze, a strawa najlepsza, kiedy cię wezmą w takie praszczęta... Rygor wojskowy, ani tchnąć... nie chcę ja tego!
— Ale bo to bieda że i u nas tego rygoru nie ma, odparł Piotruś na przekorę Iwasiowi — wszystko po djable idzie.
— I, nie gderalibyście darmo... Juściż człowiek nie dyl ani palec w trybie, taki mu tchnąć i żyć dać potrzeba... Nie przerobisz wszystkich na jedną formę jak cegłę... żeby niewiem jak pracowali, taki z tego nic nie będzie... Jednemu zabraknie, gdzie drugiemu zbędzie; a człowiek musi mieć swoją fantazję!
— Ot byś na koziół siadł, słyszysz go z fantazją! zawołał Piotruś zżymając ramionami, — panienka wychodzi, a ty się jeszcze koło postronków gmerzesz, miałeś na to czas w stajni, gdyby tak w Demborowie, byłby sztraf!
— A ha! ale bo to nie w Demborowie ale w Porzeczu, a tu to ja się jeszcze i z swoją panienką rozmówię, i pokłonię i siądę i na wszystko będzie czas...
To rzekłszy Iwaś, uśmiechnął się do Anny właśnie ukazującej na ganku, wyjmując z ust powoli fajeczkę i zgarnął lice.
— A co? pojedziemy Iwasiu? zapytała go łagodnie.
— Duchem! duchem! i tęgo pojedziemy! odparł stary dobierając się do kozła — siadam i gotowo... Ekonom bestja wierzgnął i zastąpił... to się zlazło żeby go wyplątać... a łysa skorzystała i także narobiła nie-