porządku... ale w mig gotowo pannuniu, i ot jedziemy!
W istocie Iwaś tych słów domówiwszy, już był na swojem miejscu, Piotruś już panienkę i panicza podsadzał, rotmistrz ich z ganku błogosławił szepcząc modlitewkę, i wkrótce ujrzeli się na szerokim gościńcu, a stary woźnica wróciwszy do fajeczki, począł podróżny rozhowor ze swemi gniadoszami, które zdawały się go rozumieć, tak każde słowo do nich powiedziane skutkowało bez użycia biczyska.
Na widok Demborowa, którego białe budowle ukazały się trzeciego dnia podróży, Piotruś i Iwaś westchnęli ciężko, a w powozie Anna i Michał wzajem badając swych wrażeń, nieśmiało, ukradkiem spojrzeli na siebie.
— Otóż i Demborów zdaje mi się, odezwała się Anna — a jak tu wszędzie porządnie — jak znać człowieka co w najmniejsze rzeczy wgląda, patrz no Michale, jak to całkiem inne od kraju któryśmy przebyli, jak to zupełnie coś nowego.
— Widzę Anulku, widzę — i nie pierwszy raz mnie to uderza, odparł Michał — ale zawsze mi tu czegoś zimno, patrz co za posępne i smutne twarze wieśniaków, jak nawet strój ich się zmienił, jak coś z cudzoziemska już wyglądają. I ten świat to nie nasz świat... ja, jak kochany nasz rotmistrz nie jestem wcale człowiekiem praktycznym, zimno mi się tu robi. Patrz na tym słupie napis.. co to być może, czy przestroga, czy nauka?
— Nie, po prostu, kawałek regestru... uśmiechnęła się Anna...