Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

ducha, uczucia i wewnętrznej potrzeby piękna, rozmaitości, swobody, nie będzie musiał karmić człowieka i porządkować świata. Tłumaczył mi wuj Dembor swoje teorje przyszłości i mrowię przechodziło po mnie, na samą myśl że w tym jego niemieckim świecie żyćby przyszło. Naówczas niktby nic od nikogo nie potrzebował, uczucie nie przydałoby się na nic, bo na wszystkie wypadki stowarzyszenie i assekuracja musiałyby wystarczyć — szłoby wszystko jak w zegarku, przywykliby wszyscy do dobrego bytu... do niezłamanej formuły... i ziemia stałaby się domem pracy... klasztorem bez religji i wiary... rodzajem falansteru czy fabryki... Nie! to coś okropnego! ten ich świat naszym być nie może... czegoś więcej potrzeba człowiekowi nad strawę bydlęcia i grosz żydowski.
— Ja tam tego nie rozumiem — westchnęła Anna, ale może być że się mylimy oboje... przywykli będąc do starego nieładu, zgnuśnieni, popsuci...! cały świat idzie ku temu i mylić się nie może.
— A! moja Anno! cały świat nieraz był w błędzie i ślepocie, nie pierwsza to dla niego omyłka. Ludzie porządku chłodni, praktyczni rozumni, dali cykutę Sokratesowi i ukrzyżowali Zbawiciela!... A! nie bawmy długo w Demborowie!
— Ale przecie musimy tu czas jakiś, choć dni kilka przebyć z niemi! szepnęła Anna.
Zamilkli oboje; powóz po wybornej drodze wyprostowanej jak strzelił, szybko się do dworu przybliżał... ludzie na widok jego posmutnieli także i szeptali rozmaicie... Iwaś schował do kieszeni fajkę i w poważnem zamyśleniu, powoli przed ganek zakręcił, uważając dobrze żeby kołem nie tknąć gazonu, za co by go przy powitaniu zaraz niechybna spotkała admonicja.


XXIII.

Że to była godzina pracy, w której każdy u siebie się zamykał, mieli czas Anna i Michał wysiąść i po-