Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

chodzić po saloniku, nim pierwsza pani Demborowa z otwartą naturalnie książką w ręku, i komedją żalu a współczucia najgorętszego, wybiegła na ich spotkanie.
Znać się do odegrania tej roli wczesnym namysłem przygotowała, tak metodycznie odbyło się przywitanie naprzemian skrapiane łzami, przerywane głębokiem milczeniem, opatrzone stosowną ilością westchnień i troskliwemi zapytaniami o zdrowie, a wreszcie wmięszanemi umyślnie obcemi rzeczami, badaniami o porę, drogę, długość podróży i t. p.
Poważny i zawsze zapieczętowany w sobie jak tajemnicza księga przeznaczeń, pan Dembor porzuciwszy na chwilę regestra i rachunki, ukazał się także w progu niebawem, zimno przyjmując dzieci siostry, raczej jak zwierzchnik i władca, niż najbliższy krewny i opiekun.
— Przedewszystkiem obowiązki, rzekł po chwili do Michała — mam pilne bardzo zajęcia. Zobaczymy się przy obiedzie, przygotowano dla was pokoje, znacie życie nasze, każdy tu całkiem swobodny — odpocznijcie, potem pomówimy z sobą. Ciotka was przyjmie, ja ledwie mam czas przywitać... iść muszę...
Posłano po pannę Emilję na sukurs matce, a ta wraz z nieodstępną panią Lully, dosyć nie pospiesznie i z miną wcale nierozczuloną zeszła na pokoje, witając siostrę jak obcą, i zawczasu dając jej do zrozumienia postępowaniem swojem, że się nigdy zbliżyć nie potrafią.
Emilja z pewną wyższością i politowaniem upokarzającem spojrzała na kuzynków z góry — w istocie cały świat dzielił ich od siebie — lodowata atmosfera opasywała piękne bóstwo.
Dwoje sierot wychowanych żywem słowem, wypieszczonych sercem, przywykłych do szczerego mówienia co dyktowało uczucie, dziwnie się wydawały w tym domu, gdzie wszystko było obrachowane wedle przyzwoitości, wedle prawa, gdzie nikomu całkiem sobą nie wolno się było pokazać.
Emilja przy Annie wyglądała jak sztywna figura