Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

i chłopów, byle swój system przyprowadzić do skutku. Gdyby mu stary Duninowski kościół lub przedwieczna mogiła wypadły w pośrodku łanu, byłby je obalił i rozkopał dla nieubłaganej linji lub skrócenia drogi fabrycznej — gdyby mu płakał człowiek, byłby go jak dziecię ominął z pogardą, sądząc że do tego wszystkiego daje mu prawo, to co robi dla przyszłości kraju i jego szczęścia.
W tej chwili zajęty był właśnie marzeniem reformy, wywracaniem wiosek i odbudowywaniem ich podług nowego wzoru, gdy psy jego zdaleka posłyszawszy powóz, ujadać zaczęły i zwróciły uwagę jego na szmer jakiś koło domu. Zniepokojony szczekaniem, postanowił się przekonać co ich tam tak gniewało, i wziąwszy czapkę, poszedł do dworu.


XXIV.

Wejście tego anglika na salę, zmięszało wszystkich prócz niego, domyślił się krewnych których prawie nie znał a całkiem zapomniał, podał rękę Annie, wyciągnął ją Michałowi i wpatrzył się w oboje z niedyskretną i prawie pogardliwą ciekawością. Nie potrzebujemy dodawać że Anna wydała mu się shoking, a Michał bardziej jeszcze, poglądał na nich jak na dzikie zwierzęta, przywiezione z Australji, i milczał.
Spróbowali przemówić do siebie, ale się zrozumieć nie mogli — ci jego że mówił za mało, on ich że nazbyt szczerze i otwarcie się odzywali, z tą swobodą która na świecie nie uchodzi, gdzie każdy obowiązany jest jak ślimak w skorupce, chować się w sobie i nie pokazywać tylko tyle ile wszyscy. A że miara wedle której urządzono to co mówić i czynić wolno bardzo umiarkowana i niewielka, nie dziw że i głupiec do niej zastosowując się, wychodzi na coś przyzwoitego, i mądry na miernego tylko — a serc w tem wszystkiem, ani mniej, ani więcej, tylko doza uchwalona i nikogo nie kompromitująca.