karmiła literaturą, Lully uśmiechała się i kręciła usiłując o ile możności zwrócić uwagę na kibić swoją, na którą nikt jednak nie patrzał, ażeby się z twarzą razem nie spotkać...
Wstali wszyscy pomęczeni, a po czarnej kawie, na srebrnej tacy ale szkaradnej, Emilja wyszła na ganek probując czemś zabawić Annę, Michała wziął sam pan Dembor do kątka w salonie. Dla niego każda chwila była drogą, musiał z niej korzystać, i chciał zaraz nie tracąc czasu pomówić o interesach.
— Co myślicie o sobie, i jaka była wola waszej matki w dalszem prowadzeniu interesów? zapytał go wlepiając weń przeszywające chłodem wejrzenie gospodarz.
Michał nie wiele mógł na to odpowiedzieć bez siostry — była to zresztą natura najniepraktyczniejsza w świecie, marzyciel, artysta, któremu mrowie przechodziło po skórze, gdy liczyć i na zimno coś układać musiał. Zmięszał się nie pomału, i rad był że na starszą od siebie Annę mógł się powołać.
I spojrzał ku niej wzywając ratunku.
Jakby przeczuciem wiedziona Anna, zbliżała się już ze swoim słodkim uśmiechem w pomoc zakłopotanemu bratu — zawsze przywykła wszelki ciężar wspólny brać na swoje ramiona — wcześnie przygotowana była na odpowiedź wujowi, i jadąc do Demborowa, przesiedziała w papierach dni kilka dla oswojenia się z interesami Porzeczeńskiemi.
Zdziwił się pan Dembor, gdy ją przy sobie zobaczył śmiało przystępującą do tego, co mu dla niej niedostępnem się zdawało.
— Michał tyle wie ile ja — ale, przerwała Anna — jego to męczy, i nie dosyć przywykł do interesów, bo mama biedna oszczędzała go, dając mu więcej swobody do jego zajęć artystycznych, do których ma taką ochotę. Mnie — dodała, nie pojmuję prawdziwie, czem się to dzieje, ale to dosyć zajmuje i bawi.
Kłamała przez miłość braterską.
— A zatem, nieznacznie się uśmiechając przerwał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom I.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.