wszystkie spłaty uiszczano w terminie, co chwila upominał się ktoś o zaciągnione procenta, wystarczyć na wszystko zdawało się niepodobieństwem.
Michał przerażony osmutniał, i nie bardzo wiedział co począć, obawiał się mówić o tem Annie żeby jej nie przestraszyć, sądząc że o prawdziwym stanie interesów wiedzieć nie może — i niespokojny pobiegł po radę do rotmistrza.
— Stryju kochany, rzekł do niego, kryjąc jak mógł swój smutek — trochę nie wiem jak sobie począć, przy mojem niedoświadczeniu. — Prawdą a Bogiem, mamy na Porzeczu długów więcej niż sądziłem z początku, nie wiem czy nam życia wystarczy na rozplątanie tego węzła... i czy z tego wyjść potrafimy... coby tu robić wypadało?
— A tego to i ja tobie nie powiem, moje kochanie, odparł wpatrując się w niego bacznie rotmistrz, który siatkę wiązał — to tylko wiem, że choćby najgorzej przyszło, o was się nie boję. Bóg poczciwym nie poskąpi swej opieki, a czy finalnie na czterech wioskach będziecie gospodarowali i żyli, czy na jednej, czy bez żadnej, to mi się znowu nie tak bardzo ważnem zdaje zadaniem! Zresztą ja nie fachowy jak wiecie, trzebaby się prawnika poradzić.
— Ale kogoż i jak, żeby Anny nie przestraszyć?
— Anna ma rozum, nie masz się co lękać o nią, a co się tycze wyboru człowieka, co tu myśleć długo, weźmiecie starego Manusiewicza. — Przyjaciel waszego domu od lat dwudziestu, głowa dobra, serce poczciwe... u mnie zaś, kochanie, przedewszystkiem serce... ono da nawet głowę temu co jej nie ma, a głowa serca nie zrobi, to darmo.
— Poślijmyż po Manusiewicza, ale jakoś tak żeby się Anna nie domyślała po co.
— To trudno, moje serce, ale Anusia, hic mulier, nie trzeba się o nią obawiać.
Michał wyszedł pisać list, i zaledwie się za nim drzwi zamknęły, Anusia wbiegła do stryja z minką wesołą na pozór, ale trochę zafrasowaną, obejrzała się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.