układów nie odrzuci. Ukartowano to łatwo, gdyż Plama bywał wszędzie po lepszych towarzystwach, kręcąc się codziennie, gdzie się tylko bawiono. Zaprosił ich obu hrabia G... na kawalerską wieczerzę z preferansem.
Przeciwnicy z daleka się zaraz oczyma zmierzyli i w pierwszej chwili Demborowi się jakoś zdało że łatwo Plamę pożyje, tak go roztargnionym, tak lekkim, przystępnym i wygadującym się znalazł, a zajętym więcej daleko kartami i baletniczkami, niż sprawą i prawem. Nie poznał się że to była tylko sukienka umyślnie kładziona dla ludzi.
Po kilku obrotach, poznajomieni z sobą przez gospodarza, panowie nasi spotkali się wreszcie w ustronnym kątku. Plama wystąpił z szumnym komplimentem i ubolewaniem, że los postawił go w konieczności narażenia się tak znakomitemu człowiekowi, tak powszechnego szacunku godnemu obywatelowi jakim był pan Dembor, Dembor odpowiedział na to pomalutku, po cichu i bardzo zimno, jakąś wyszarzaną grzecznością. Od słowa do słowa, ostrożnie poczęli się badać, ale choć Plama paplał niby na pozór co mu ślina do gęby przyniosła, nic w istocie z niego dobyć nie było można. Zagadnięty o istotę rzeczy, zbywał ogólnikami ciemnemi, konceptami, udawał że mu się wytłumaczyć trudno. Dembor nie mógł pochwycić tego tak lekkiego człowieka. Dowiedział się tylko że Plama bardzo już znaczną sumę miał na tę sprawę wyłożyć, że ustępstwo jej grubo zapłacił, że go niby nadużyto, a do układów musiał być trudnym. Zresztą zaofiarował się panu Demborowi z grzecznością i nadskakiwaniem jako zawsze gotów na wszystko, coby im obu pokój i zgodę pożądaną przynieść mogło.
Przez kogoś trzeciego zaproponowano nazajutrz z cicha, przestraszonemu Demborowi, ni mniej ni więcej tylko ustępstwo całego majątku o który chodziło, a w zamian zrzeczenie się pretensji wszelkich do kalkulacji z długo pobieranych dochodów, lub tak coś, jak półtora miljona...
Dembor który sądził, że to jakiemi stu tysiącami
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.