którą dorobkowicze ucisnąć i uciemiężyć chcieli. Występował jako mściciel i obrońca arystokracji!!
Gdy Dembor podniósł się nareszcie z łoża boleści, po chorobie którą cudem temperament jego zwyciężył — nie zastał ani żony, ani córki przy sobie, bo muza usunęła się tymczasowo do krewnych rozpocząwszy sprawę o sumy posagowe, a syn na nic mu nie przydatny, z brytańską flegmą powtarzał co chwila nieubłagane wyrzuty, że sam był przyczyną ich upadku, i sobie go był powinien przypisywać. — Zamiast pociechy wszędzie go spotykały wymówki tylko i bolesne upokorzenie, nikt nie przyszedł wesprzeć go radą i ulżyć mu ciężaru, owszem dodawali go jeszcze wszyscy.
Każde z rodziny myślało tylko o sobie i szukało środków zapewnienia bytu oddzielnego, niezależnego, zapominając o ojcu, nieszczęście nie pobudziło ich ani do modlitwy, ani do upokorzenia się woli Bożej, nie wyrobiło w nich rezygnacji — rozprzęgło ludzi praktycznych związanych interesem nie sercami, zerwało familijny stosunek, i uczyniło ich obcymi sobie. W ruinie każdy szukał szczątków dla siebie, a zapominał o drugich, i ratunek nie mógł być skuteczny, bo do niego sił nie skupili. Cóż dopiero stan ducha tych ludzi, których żywot oparty był na mieniu i materjalnych czysto posadach? Na rozpacz nie było dla nich lekarstwa, bo przywykli rachować zimno, i co się działo uznawać koniecznem, dla siebie też nic znaleźć nie umieli, czem by się boleść ułagodziła. Strata ich tem była większą, że nic nie cenili nad dostatek, który im wydarto, skarby które zostawały, żadnej dla nich nie miały wartości, i pocieszyć nie mogły po majątkowej ruinie. Przywiązanie się do grosza, zaprzątnienie pozyskaniem dobrego bytu, przywiodły ich w ostatku do rozpaczy chłodnej w chwili próby. Nie umieli cierpieć, nie potrafili się modlić.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.