Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
XXXVI.

W Porzeczu na odgłos o tem nieszczęściu Demborów, Michał i Anna zaboleli serdecznie i chwili nie tracąc, postanowili się zaofiarować z posługą, z ratunkiem, z podziałem tego co mieli. Michał zebrał co mógł grosza, uprosił Manusiewicza, wziął pocztę i poleciał do Warszawy dniem i nocą. Niechcąc wpadać niespodzianie do chorego, i nie wiedząc czy mu już powiedziano o przegranej, starał się naprzód dowiedzieć o Tymoleona, i do niego pospieszył z wyrazami serdecznego współczucia.
Zdziwił się Solski zastawszy go w zupełnie oddzielnem mieszkaniu, urządzonem z komfortem najwykwintniejszym, spokojniuteńko siedzącego nad angielską jakąś broszurą.
Rozczulenie Michała gotowego rzucić się w objęcia brata, spotkało twarz jego chłodną i uśmiech ironiczny, bo Tymlo zawsze jeszcze nie przypuszczał, żeby złe tak bardzo wielkiem być mogło, jak rozpowiadano, a o prawdzie przekonać się nie umiał, nie rozumiejąc ani praw krajowych, ani formy sądowej. Na widok Michała tak nieprzyzwoicie wzruszonego i nie umiejącego pokryć uczucia, Tymlo ruszył lekko ramionami, zaledwie raczył wyciągnąć rękę kuzynkowi, i zimno mu kiwnął głową...
— Cóż ojciec? czy już wie o wszystkiem?... można go widzieć?... jak to przyjął? zapytał Michał żywo a gorąco.
Na tyle razem rzuconych pytań, anglik cofnął się z politowaniem prawie nad nieprzyzwoitością znalezienia się tak blizkiego krewnego, rzekł powoli i zcicha:
— Ojciec!... przyznam ci się, że go dni parę już nie widziałem... nie było czasu... Ale ma się lepiej... lepiej... Wie o wszystkiem... nie było potrzeby taić, po większej części jego w tem wina... jednakże nie jest to podobno tak źle jak sobie wyobrażacie! Ludzie skłonni są do przesady we wszystkiem... w interesach