atramentem pooblewać, ale i w nim byli zdrajcy, byli obojętni, zwłaszcza gdy się przekonano, ze muza nikogo wyróżnić i bliżej siebie przypuścić nie chce, dzieląc promienistem wejrzeniem i uśmiechem jak grzankami i herbatą, ale niedozwalając uchwycić się za serce.
Walka rozpoczęła się od podjazdów ulicznych, od półsłówek, cichych drwinek i znaczących poruszeń ramionami, od małych ploteczek które usłużni roznosili z kondoleneją... wysypała później jak ospa w artykulikach złośliwych, w aluzjach i ostatecznie odciągnęła trochę słabszych adherentów od piątkowych wieczorów, które nazywać poczęto wieczorami od siedmiu boleści.
Ci co swojego zdania nie mając, chodzą i żebrzą lub wykradają je u drugich, zrazu wynosili pod niebiosa panią Demborowę, potem usłyszawszy inaczej, zamilkli trochę i zręcznie cieniując zmianę opinji przez obojętność i zwątpienie, powoli od otwartego antagonizmu, który zawsze jest bezpieczniejszy dla tych co nie myślą sami, od admiracji, bo go czemkolwiek popierać łatwo. Jakkolwiekbądź poczęto się nią zajmować, nieprzyjaciele krzycząc i hałasując podnieśli ją jeszcze, i sława którejby nie uzyskała nigdy nie obudziwszy opozycji, przyszła niespodzianie z wianuszkiem swoim do uszczęśliwionej odwiedzinami j j muzy.
Odtąd zaczęto ją nazywać nasza Demborowa! i Fajans portret jej na wielkim arkuszu wylitografował z facsimilem u spodu, lirą u góry, a dwoma aniołami po bokach. Trzeba przyznać, że do tego wizerunku tak wybornie usiąść umiała, i tak się poetycznie nastawić, iż za to samo warta była portretu.
Panna Emilja przechadzała się tymczasem majestatycznym krokiem po matki salonie, nie mając wcale udziału w jej zajęciach, tak ważnych dla ogółu, tak dobroczynnie wpływających na rozwój piśmiennictwa