Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślimy i chcemy pracować — ale, kochany wuju, nie niszcząc pamiątek po matce i nie zmieniając gwałtownie tego co uświęciły wieki. Polepszenia mogą przyjść powolnie, stopniowo, i wyniknąć z samej potrzeby, bez naśladowania obcych, które nas zniemczy, wynarodowi, zanglizuje, zetrze cechy słowiańskie i rodowe. Nasz kraj, jego przeszłość, urządzenie dzisiejsze, natura, charakter, wskażą możliwe udoskonalenia, kierunek ich i granice.
— Jak na artystę nie źle się wykręcasz — rzekł wuj zakładając wedle zwyczaju ręce na piersi z uśmiechem zawsze dosyć pogardliwym. Ale znane mi są te teorje odkładające wszystko na jutro... no! drugim razem pomówimy o tem obszerniej.


XXVI.

Tak się odbyło pierwsze spotkanie biednych sierot z naturalnym ich opiekunem, i oboje strach przejął w obec tej tak nieubłaganej konieczności robienia gwałtownie grosza, powiększania majątku, wywracania wszystkiego, w imie dobra ich i powszechnego. Przestraszeni wrócili wieczorem do swojego mieszkania i długo w noc dumali nad przyszłością. — Michał dojrzewał w tej pracy wewnętrznej, Anna nabierała sił dla niego, widząc jak go wiele życia zmiana kosztować będzie.
Niespodziany traf przyszedł w pomoc sierotom, właśnie w chwili, gdy nie wiedzieli już jak się bronić najlepszym chęciom najradykalniejszego z wujów. W kilka dni po ich przybyciu do Demborowa, gdy o Porzeczu i jego przyszłości najgoręcej rozprawiano, usiłując ich przekonać, że jeśli nie Tymlo, oni sami do góry nogami wszystko w niem przewrócić powinni — Dembor odebrał przerażającą wiadomość, że proces ów o którym wspomnieliśmy, lat kilkadziesiąt ciągnący się, który uważano za rzecz niezmiernie małej wagi, nabrał nagle grożącego znaczenia.
Dobra dziedziczne, a nawet nabyte przezeń później, pre-