dzień rano nim w szlafroku wyszedł na świat, skrytą odbywał konferencję z kamerdynerem wtajemniczonym w restauracją, którą ponawiać musiano codziennie z łóżka powstając. Przyznać należy i panu i kamerdynerowi, że umieli wcale dobrze swoją rzecz, bo Felicjan Plama wydawał się nie źle przy świecach, i cudem tyle dokazując trzymał się jakoś na nogach. Ale co to tam było roboty każdego poranka z głową i z nogami.
Nie można się było dziwić znając żywot i sprawy, że tak się zdarł niemiłosiernie mając lat pięćdziesiąt kilka; kobiety, wina, karty, bezsenność, choroby, zgryzoty skryte, musiały w końcu rozbić na miazgę, choćby był żelazny. Starannie ukrywano ruinę spekulanta, który chciał się jeszcze koniecznie ożenić, zwłaszcza gdy ostatni szczęśliwy interes uczynił go panem całą gębą, — ale z dnia na dzień trudniejszem się to stawało. Włosy tak już fioletowo wyglądały od wody Loba i Makassarów, że je musiano zastąpić peruką, zęby dwa razy wstawiane zjadły się na wytwornej kuchni... skórę na skroni i koło oczów wyciągano coraz drapieżniej, a marszczki codzień były znaczniejsze. Koniecznie więc już ożenić się było potrzeba, żeby odetchnąć po tych męczeństwach.
I nie byłoby to trudnem panu Plamie, który miał w czem wybierać, zostawszy wcale przyzwoitym człowiekiem po wygraniu Demborowa, a nade wszystko praktycznym, gdyby się lada czem chciał zadowolnić, młodą sierotką jaką, świeżą wdówką bez posagu, lub nieszczęśliwą jaką istotą, jakich zawsze na targu pełno... Plama mając miljony, już żądał więcej, chciał nadewszystko piękności i w wyborze jej był trudny, bo znał się dobrze na kobietach, i oglądał je jak konia, naprzód odgadując wady nawet pod najstaranniejszą tualetą — potem wymagał imienia trochę, trochę posagu i pozycji społecznej w swej przyszłej.
Stary rozpustnik chciał zamknąć zawód swój, z najświętszego związku czyniąc jeszcze rachubę obrzydliwą. Rzucał właśnie oczyma na wszystkie strony po salo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.