sieniami Tymla, których jednostajna zwrotka, że jeszcze nic godnego siebie nie znalazł dotąd, już go niecierpliwiła. Na listy te nie odpisywał nigdy... gazet i książek nie tykał, choć mu je przysyłano.
Jakimś trafem przecie prośba Emilji o błogosławieństwo, czysto tylko dla formy mu przesłana i doniesienie o zamążpójściu jej za pana Plamę, wywiodły go na chwilę z odrętwienia. Pochwycił się za włosy, krzyknął, chciał biedz nie pomiarkowawszy że na czas już do przeszkodzenia małżeństwu nie stanie, i gdyby przyszły zięć był mu się wtedy pokazał, pewnieby żywcem nie uszedł rąk jego.
Silna ta boleść, nad którą większa dotknąć go nie mogła, zadając mu chwilowe obłąkanie prawie, wstrząsnęła nim zbawiennie i wywiodła z tej apatji w której konał powolnie. Gniewem i oburzeniem przyszedł do życia, a pomiarkowawszy że nieszczęście tak niespodziane było już nieodwołalnem, z szyderstwa przeszedł w smutek cichy i łagodny. — Zachciało mu się nareszcie podzielić z kimś boleścią, ulżyć sobie ciężaru i choćby popłakać nad upokorzeniem swojem. Dumny zawsze, a zobojętniały i niedbający o nic, dowiedział się dopiero zażądawszy pojechać do Porzecza, że koni nie miał wcale, a te któremi mógł rozporządzić, użyte były do niezbędnego około roli zajęcia, — piechotą więc puścił się do Solskich. Ten upadek, ta nędza zmuszająca go jak ostatniego żebraka o kiju iść mil kilka, wyrobiły w nim silniej jeszcze uczucie dumy i pogardy. Ale już w nich był zaród lepszego i świętszego uczucia, i jakby pragnienie nowego na świat poglądu. To co z jego stanowiska dawniejszego wydawało mu się ostatecznym ciosem, miało dlań jakiś wdzięk rzewny... Krzepkie ciało w tym ruchu dźwignęło się i orzeźwiony prawie stanął w ganku Porzeczańskim, gdzie rotmistrz na widok jego krzyknął z podziwienia
— Wszelki duch Pana Boga chwali! zawołał, a toż co się stało? pan pieszo?
— A cóż się stać miało, odparł Dembor zimno, rzecz najprostsza w świecie, nie mam koni, chodzę piechoto.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Choroby wieku tom II.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.