Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

stosunki, które się same zawiązują. Obok mieszkał biuralista z żoną, córeczką i służącą, graniczyli z sobą przez ścianę, a pan Melchior i pani Melchiorowa zaręczali, że u tej panny przez cały dzień ledwie jaki szelest albo westchnienie słyszeli. Nikt a nikt nigdy u niej nie bywał. Kaśka, niezmiernie ciekawa służąca tych państwa, stawała na czatach, widywała ją przynoszącą sobie wodę do dnia, wychodzącą czasem wśród niego z wyraźnym staraniem, aby się z nikim nie spotkać, niekiedy wymykającą się ze dzbankiem wieczorem, zresztą... drzwi były na klucz zamknięte i cisza głęboka. Kaśka spostrzegła i to, że panienka chodziła w jedwabiach, że miała piękny szal, kilka chustek kosztownych i zawsze świeże rękawiczki.
— Co toto jest? — mówił pan Melchior, zażywając tabaki, systematycznie nogę prawą zakładając na lewą i lewą na prawą, aby nie drętwiały — to jest egipska enigma. W atłasach z dzbankiem po wodę? Oczywiście jakaś historia... jakiś dramat, który się wytrawia po cichu.
— Ale co ma być! — niecierpliwie przerywała sama jejmość, nie lubiąca poezji i niewieścich zagadkowych egzystencji — co ma być! Zaraz ichmość robicie heroiny z lada wyszarzanego kawałka atłasu.
— A jak Boga kocham — zawołała z drugiego pokoju, głowę wystawiając, Kaśka z poufałością starej sługi — że ma takie szale i chustki... i suknie, jakby jaka pani.
— A sama wodę nosi! — dodała, ruszając ramionami, pani Melchiorowa — to mi się podoba. Dajcież już temu pokój!
I nie tylko pan Zygmunt, państwo Melchiorowstwo, Kaśka, ale cały pałac niesłychanie był zajęty ową panną, której nazwisko nic nie mówiło, a osoba tyle dawała do myślenia.