Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! to był nasz anioł drogi... ta Czarna Perełka...
— Ja proszę też panny Łowczanki, jakim sposobem, skąd, jak ona się dostała do pani wojewodziny?
Na to pytanie zrazu panna Adalberta jakby wahała się odpowiedzieć... kiwała głową, mruczała coś.
— Wszak to był podrzutek jakiś... sierota, którą, jak mówią, w czasie jarmarku znaleziono pod płotem przy umarłej kobiecie, prawdopodobnie Cygance...
— To stara historia, widzi pan hrabia, trudno już sobie dziś przypomnieć dobrze... ja tego jakoś tak dokładnie nie pamiętam.
Filutowaty, gdy tego było potrzeba pan Alfred, zmiarkował, że staruszki nie weźmie inaczej, jak na zręczne pochlebstwo.
— Panna Łowczanka ma przecież pamięć tak doskonałą i wygląda jeszcze tak zdrowo i rzeźwo.
Staruszka siwy lok poprawiła i chusteczkę żółtą, w szafranie farbowaną, którą miała związaną głowę.
— Ja, przyznaję się, niezmiernie ciekawy jestem tej historii — dodał Alfred — nigdym jeszcze od nikogo dokładnie jej opowiedzianej nie słyszał... a jestem pewny, że nikt jej też lepiej nie wie i nie pamięta od pani.
— Pewnie, że nie — mruknęła Łowczanka — ale co to tam... te stare dzieje!
— Niechże też pani uczyni mi tę łaskę i raz mi to dokładnie opowie. Każdy co innego paple i trudno w tym wszystkim dojść ładu.
— Dawno dzieje, dawne dzieje! — poczęła zażywając tabaczkę i stopniami ożywiając się, w miarę jak postępowała w opowiadaniu staruszka. — Już to ta nasza kochana wojewodzina, gdy się przekonała, że i w drugim małżeństwie dzieci mieć nie będzie, powiadam hrabiemu, tylko za tym wzdychała, żeby sobie jaką miłą dziecinę przybrać. Ale cośmy jej róż-