nych poddawali, a były i ładne... jakoś serca nie miała. Nieboszczyk rządca muranowski, ś. p. pan Jacek Harasiewicz, co był przed panem Wyżnickim i umarł z zapalenia... ten, który też był bezdzietny, i co mu żona, niech Pan Bóg uchowa, z wikariuszem uciekła za kordon, pojechał raz na jarmark do Bystrzycy. Pani wojewodzina kazała mu cztery pary wołów kupić dla włościan... powraca już nocą. Pani nieboszczka cierpiała bezsenność, bywało do północy nie sypia... a tego dnia posyłała nas może dziesięć razy pytać, czy Harasiewiez powrócił. Gdy powiedziano, że jest na folwarku, kazała go prosić, jak dziś pamiętam...
Nierychło przyszedł, a jak to ona była zwykła zawsze do ludzi przemawiać po anielsku. — Moja duszko... cożeś ty na jarmarku zrobił? Możeś ty uziąbł? niechby ci herbaty zrobili, albo podali wódki...
— Dziękuję — powiada Harasiewicz — zimno mi nie było, alem do domu wracając biedy napytał. — No co? no co? — A lubiła, żeby jej opowiadano.
— Ot, dziecko czyjeś musiałem zabrać przez miłosierdzie i przynieść do domu. — Dziecko? Czyje? — Wstyd powiedzieć cygańskie, ale przecież to Chrystus sam powiedział, że i Cyganie ludzie, a serce mi się krajało.
Wojewodzina zaczęła mu to chwalić, i jak dziś pamiętam, opowiadał jej, że pośród jarmarku złapali Cygana, który był poszlakowany, że kradzionego konia sprzedawał. Była z nim żona obwinięta płachtą, straszna, czarna, która męża, krzycząc i broniąc, pachołkom wziąć nie dawała. Jak się uczepiła, puścić nie chciała, ani ją można było oderwać. Tam tedy, słyszę, jeden jak ją przez łeb palnął czymś, tak krwią zalana padła w miejscu. Ale że to Cyganka, niewielką tam ceremonię z tym robili... złodzieja pociągnęli pod wartę, a kobietę powlókł ktoś pod płot, i tak ją
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.