wota, zaniedbać je musiał, a państwo Melchiorowstwo radzi byli, że mieli spokojną sąsiadkę.
W tych czasach, jakoś o św. Michale, wniósł się na pierwsze piętro kawaler wielkich nadziei, pan Roman Junosza Zarybski, młody dziedzic znacznej fortuny, którego rodzice wyprawili do Warszawy dla swobodnego ukończenia wychowania. Pretekstem były lekcje muzyki, gdyż był muzykalny, lekcje akwareli u Kostrzewskiego, gdyż nieco malował, i prywatne różne studia, których wybór jemu samemu był zostawiony.
Roman pochodził ze szlacheckiej wprawdzie rodziny, ale niedostatniej dawniej, a dopiero w ostatnich czasach, gdy fortuny jak grzyby rosnąć się nauczyły, nagle zbogaconej. U nas rodzina przychodząca do majątku za pierwszy sobie zaraz poczytuje obowiązek zupełnym przejściem na łono społeczności arystokratycznej, europejskiej, zerwać z przeszłością i wkupić się do większego świata. Nie przychodzi to bez ofiar, ale czegoż się nie uczyni, aby zająć stanowisko przyzwoite! Skutkiem starań rodzicielskich o przyjęcie do bractwa było, iż syn już najzupełniej do niego się wcielił.
Romanek, nie tylko że wyglądał arystokratycznie, nie tylko że mówił lepiej po francusku niż po polsku, że przywiązywał do prozapii i genealogii niesłychaną wagę i stworzył sobie wywód od dwunastu wojewodów, że był jak najgorętszym katolikiem, nie z serca, ale dla tonu i z obowiązków stanu, chociaż młody, poślubił jeszcze konserwatywne przekonania i wstręt do rewolucji, agitacji, czerwoności, którym lubił się popisywać wszędzie. Był ze wszech miar młodzieńcem wzorowym, uczęszczał do najlepszych towarzystw i tylko do domów znanych z rodu i usposobień pokojowych, ulicą się brzydził, a bez rękawiczek
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.