otoczony ludźmi gwarzącymi ciekawie, niespokojnie, nielitościwie. Wśród twarzy obojętnych i nieznanych Lenora dostrzegła także znajomych: bladą z wściekłości twarz Zbigniewa, który się wspinał na palcach, aby na nią spojrzeć... spokojną doktora, który się wstrzymał, chcąc widzieć, jak ona to zniesie. Zdawało jej się nawet, że w pewnym oddaleniu przesunęło się nienawistne oblicze Alfreda, który, jakby naumyślnie, wychylał się z powozu.
Policjanci rozpędzali, dwóch ich siadło do zamkniętej dorożki i powozik poleciał po bruku.
— Do więzienia! Do więzienia! — brzmiało w uszach Lenory. — Do więzienia oskarżonej o złodziejstwo. Wszystko to, co się względem niej dokonało, zdawało się spełnione z umyślnym, wyrafinowanym okrucieństwem; dobijano ją, aby się nigdy podnieść, nigdy w świecie pokazać nie mogła.
Hrabina tego dnia tak była wzruszona dokonanym czynem, iż mimo swej tuszy, musiała się wachlując przechadzać po pokoju, czekając na Alfreda. Syn nadjechał milczący i zamyślony.
— A co? Aresztowano ją?
— Aresztowano.
— Znaleźli co u niej?
— O ile wiem, tak jak nic.
— Spodziewam się, że na ten raz skończyliśmy z intrygantką — dodała pani — głowy już nie podniesie. Nie będzie dowodów, puszczą ją, ale podejrzenie pozostanie. Pokazać się nigdzie nie będzie mogła, nikt jej salonu nie otworzy, i ta piekielnica Laura zostanie napiętnowana jako przyjaciółka Cyganki, córki złodzieja i złodziejki.
Alfred stał sobie milczący, zabierając się do zapalenia cygara; matka z nieukontentowaniem widziała,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.