Chodź pan ze mną — rzekł — nie przeszkadzajmy pani, która potrzebne środki przedsięweźmie.
I prawie gwałtem wyprowadził go z salonu. Ledwie się drzwi za nimi zamknęły, pani Laura poczynała się ubierać, blada i gniewna, gdy lokaj oznajmił wizytę. Chciała jej nie przyjąć, ale ją uderzyło nazwisko lorda, owego młodzieńca, który od pierwszego wieczoru nie przestał największej sympatii okazywać dla Lenory. Pomyślała, iż jego wpływ i dobrą wolę zużytkować może.
— Prosić — rzekła.
Lord wszedł jak zawsze sztywny, chłodny, nie okazując najmniejszego wzruszenia. Przywitał się, usiadł na wskazanym krześle, spojrzał na zegarek.
— Pani się wybiera?
— Nie, nie, nie myślałam wyjść z domu.
— Ja właściwie — rzekł powoli lord — nie przyszedłem z wizytą, ale prawie z interesem. Czy nie mogłaby pani, u której miałem przyjemność po raz pierwszy widzieć pannę Lenorę Zara, wytłumaczyć mi, co się przed kilku godzinami u niej stało. Plotą mi takie banialuki.
Laura przysunęła się do lorda. Jakkolwiek nawykła była trzpiotać się, śpieszyć, paplać, uczuła wpływ tego temperamentu zimnego na pozór, powolnego, rozważnego i zmusiła się do poskromienia swej żywości. Zaczęła mówić zwolna.
— Jest to historia, o której dopiero się przed chwilą dowiedziałam... całą mnie drżącą od gniewu i oburzenia hrabia znalazłeś. Słyszałeś pewnie, iż nieboszczka wojewodzina kochała tak swą wychowankę, iż z nią siostrzeńca ożenić chciała. Wychowała ją, jak hrabia, widziałeś. Ale po śmierci wojewodziny, pani hrabina (przepraszam, że ją tak nazywam) i jej syn postanowili pomścić się na sierocie za okazywane dla
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.