klejnotów, które są tobie przeznaczone. Dziś wszystko to się wyjaśniło przed sądem, jesteś wolna i Bóg dał, niezależna. Wartość tego daru przechodzi to, co ci było zapisane.
— Ja tego przyjąć nie mogę — odezwała się Lenora.
— Zaczekaj, oto jest akt i słowa nieboszczki: „Znając szlachetne usposobienie i bezinteresowność wychowanicy mojej i to przewidzieć mogę, że daru mojego przyjąć nie zechce — ale ja ją zaklinam zza grobu w imię miłości, jaką dla mnie miała, ażeby go nie odrzucała, jeśli nie chce, bym bolała nad tym, że najgorętsza wola moja się nie spełni. Rodzinie mej zostawiam więcej, niż wartość tych klejnotów, które były moją osobistą własnością“.
Lenora słuchając płakała, doktór i ksiądz milczeli.
— Są bardziej potrzebujący ode mnie — odezwała się po cichu — darem jej rozporządzę w myśl jej, to później, ale jam niewinna i wolna! Jam czysta.
— I najmocniej proszę — przerwał doktór — ani się bez mojego pozwolenia ruszać z łóżka, ja wieczorem przyjadę po was... nie wprzódy.
Zostawiając proboszcza, któremu w pomoc przyszła siostra Felicja, doktór odjechał. Zacna zakonnica na wieść o uniewinnieniu Lenory, do której się sercem całym przywiązała, wbiegła zapłakana z radości i rzuciła się jej na szyję.
— Błogosławione imię Pańskie! — zawołała. — Błogosławione imię Tego, który niewinnych dźwiga i podnosi.
— Cudem — dodał proboszcz. — Sławmy imię Jego.
I kapłan ukląkł, aby odmówić modlitwę dziękczynną, a Lenora ze złożonymi rękoma, siedząc w łóżku
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.