Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

jedni powiadali, że krewna, drudzy, że córka... co było fałszem, a inni nic, jak my teraz, nie wiedzieli. Coś się stać musiało! — zawołał Roman — kiedy ona tu jest.
Młodzieńcowi oczy pałały, mówiąc, i pomimo pęknięcia rękawiczki, nad którym bolał wielce, bo był skąpy (to należy do tonu od niejakiego czasu), zapomniał się do tego stopnia, iż Haraburdę wziął pod rękę wychodząc w ulicę.
— Tak wykształconych osób, jak ona — dodał — mało się w życiu spotyka... gra, śpiewa, maluje, czyta... pisze... mówi językami wszystkimi... umie nawet po hiszpańsku... a rozum, a dystynkcja. A! — rzekł — to pewna, że w jej żyłach nie lada krew płynie.
— Sina! — uśmiechnął się Haraburda.
— Cóż to jest? Co ona tu robić może... osoba tak wysoce... głowę tracę! Boć mówiono powszechnie, że miała zapewnionego pół miliona posagu.
Rozmowa się na tym skończyła. Romanek poszedł na zwiady, tegoż wieczora zagadnął parę osób o losy Lenory, o wojewodzinę... a przez zaciśnięte zęby nikt nic wycedzić nie raczył. Spoglądano na niedyskretnego badacza dziejów ojczystych, tym razem zbaczającego z drogi swych studiów, chrząkano i milczano...
Na pytanie o Lenorę ten i ów szepnął:
— A! vous parlez o „Czarnej Perełce!“
— A! Czarna Perełka!... I wszyscy milczeli. Zdaje się, że to nazwanie Czarnej Perełki dała jej kochająca ją nad wyraz wszelki wojewodzina.
Nic dowiedzieć się nie było można.


Jednego dnia Kaśka, na przemian wzdychając i śpiewając, przymiatała nieco w korytarzu, przez miłosierdzie szerzej nieco szczotkę puszczając, tak ażeby i sprzed drzwi nieznajomej panienki pył ścią-