Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

swego posłuszeństwa pani matce, niemniej był źle widziany, unikano go, najlepsi przyjaciele nie życzyli sobie z nim pokazywać się publicznie, nikt w obronę ich wziąć nie chciał.
Dodać jednak trzeba, że mimo tak jawnej manifestacji opinii publicznej, pewna część tak zwanego wielkiego świata zachowała postawę zimną, wyczekującą, nieodgadnioną. Nie wzięła ona ani strony pokrzywdzonej, ani śmiała bronić postępku hrabiny, ale rada była może widzieć w tym wszystkim objaw kwestii społecznej w innej formie, wypadek starej walki demokracji z arystokracją. Hrabina nie była zbyt dobrze widziana w tym świecie, ale doń należała bogactwy, imieniem i samą ekscentrycznością, z jaką praw tego pierworodztwa broniła przeciw młodszej braci. Obóz czuł, że do pewnego stopnia bronić jej był obowiązany, zdesperowane położenie tylko nie dozwalało mu wystąpić na razie.
Laura, doktór, siostra Felicja, u drzwi Zbigniew, niekiedy wśród dnia dosyć nudna matka jego, ze swymi na świat wyrzekaniami i deklamacją pro domo sua, składali zwykłe towarzystwo Lenory, która ze swej apatii i zamyślenia rzadko się weselszym czyim usposobieniem wyprowadzić dała.
Lord także przysyłał bukiety i dowiadywał się o zdrowie; ale ten miły dowód współczucia, z którego żartowała Laura, prześladując nim sierotę, nie czynił na niej wielkiego wrażenia. Bukiet wiądł na stoliku, a ona czytała „Naśladowanie“.
Jednego przedwieczora, gdy była tak zadumana nad ulubioną księgą, powoli rozwarły się drzwi i postać dziwna, straszna niemal wsunęła się nimi. Był to mężczyzna stary, olbrzymiego wzrostu, nieco przygarbiony, z włosem siwiejącym, rozczochranym, zarosłą brodą podciętą, ubrany jak górale tatrzańscy,