Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

z siermięgą przewieszoną na ramieniu, z pasem, u którego wisiały noże i igły, z kijem w ręku — podobniejszy do włóczęgi i żebraka niż do kogokolwiek bądź innego. Twarz jego śniada, ogorzała, czarne oczy błyszczące, wargi szerokie i odęte, mimowolnie zwykły typ cygański przypominały. Wszedł, począł się ponuro po pokoju rozglądać i gdy wejrzenie jego padło na łóżko, powoli posuwać się zaczął ku niemu. Siostra Felicja przestraszona podbiegła, aby go zbyć jakim datkiem i wyprawić, gdy od łoża chorej dał się słyszeć wykrzyk. Ujrzała wyciągniętą rękę Lenory i usłyszała głos:
— Proszę puścić! puśćcie go.
Cygan zwolna, krok za krokiem, w milczeniu przybliżał się do łoża, nareszcie w pewnym oddaleniu od niego stanął, zapatrzył się na Lenorę, podparł na kiju i wryty tak pozostał. Głowa jego zwolna spadała na piersi, kołysała się i zwisła... wzrok spadł zwolna na ziemię.
W twarzy Lenory malowały się razem przestrach, rozrzewnienie, oczekiwanie, patrzyła nań i powoli łzy z jej oczów pociekły.
Ta scena niema przedłużyła się z podziwieniem siostry Felicji w groźny sposób... jakby gotując wybuch, którego się można było domyślić.
Cygan podniósł powoli głowę, na Lenorę spoglądając, i poruszał nią litując się.
— Oj, tak — rzekł łamanym jakimś językiem — wiedział ja dobrze, jak się to skończyć musi! I skończyło się tak, jak ja czuł i przeczuwał! Wzięli moje dziecko spod płota, aby rzucić pod płot.
— Dżęga — przerwała cicho Lenora — niesprawiedliwy jesteś.
— Albo myślisz, że ja nie wiem o wszystkim — rzekł powoli. — Ja tu już dawno patrzę z daleka; a po