Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

com się miał zbliżać, żeby palcami wytykali Cygana i — Cygankę. Ale w końcu serce się ścisnęło. Myślałem, taki pójdę, taki zrobię, taki jej powiem, niech się nie bałamuci, niech nie wierzy. Gdy kąsają, to prawda, ale gdy się łaszą — kłamstwo. Za uśmiechem złość siedzi. Ot by lepiej ci było z nami, ze mną. Ty dla nich nie stworzona.
Hej! hej! — mruczał dalej, postukując kijem. — W górach, w Tatrach spokojniej... pusto... dziko, i kraj stworzony jak dla nas. Pędzą z Węgier, to się przerzucim na polską stronę, a gnają z polskiej, to na madziarską. W Tatrach nie ma nikogo, tylko orły, kilka kóz i nas kilkoro. Wiatr szumi i bory jodłowe płaczą.
Lenora słuchała i łzy jej z powiek ciekły. Stary obejrzał się na siostrę Felicję, jakby się lękał, żeby go nie wygnała, a widząc ją, stojącą spokojnie z załamanymi rękami, bladą, wsłuchaną w jego mowę dziwnie szorstkiego, bolesnego dźwięku, powoli jakimś niemal zwierzęcym ruchem zgiął się i na ziemi przysiadł u łoża.
— Pozwólcie mi posiedzieć — rzekł obracając się do siostry — ona mnie zna, ona powie, kto ja... toć dziecko moje.
Felicja milczała.
— Ty chora — mówił po chwili — o, ja wiem, oni ciebie prześladują. Ale bo dzikiej sokolicy w kurzym gnieździe nie siedzieć. Oj, nie! Wypieścili sokolicę moją, aby ją potem żywą skubać.
Chciałem ja ciebie wziąć, bom wiedział, że ich dobrodziejstwa nieszczęście niosą, że nie przyswoją oni ciebie ani ty ich pokochać możesz. Co to za ludzie, to kukły postrojone, i już zapomnieli, jak ich pradziadowie błądzili po lasach, drąc się z niedźwiedziami. Co nam z nimi? My innej krwi i innego serca,