gnąć, gdy leciuchno, ostrożnie drzwi się te otworzyły, tak że przez nie nic jeszcze dostrzec nie było można i po raz pierwszy Kaśka usłyszała:
— Moja panienko!
Uszczęśliwiona zbliżyła się do szpary. Drzwi otworzyły się nieco, ręka biała dała jej znak, aby weszła. W ręku tym bielała złotówka, jakby dla oszczędzenia słów i prośby o usługę małą. Twarz poczciwej Kasi oblała się rumieńcem. Przed nią stała nieznajoma panna w szlafroczku, wpół ubrana, blada, mizerna i widocznie chora.
— Moja panienko — rzekła jej cichym głosem — tyś tak dobra...
Chciała jej wcisnąć złotówkę, ale Kaśka, rękami machając, cofnęła się aż do progu.
— Jeśli masz czas, bądź łaskawa, zanieś moją karteczkę lub odpraw przez kogo do doktora... Mieszka niedaleko. Sama słaba, wyjść nie mogę, miłosierny spełnisz uczynek.
— Ale jakże... ale z najmilszą chęcią — zawołała Kasia, chwytając papier żywo — odniosę zaraz. I dalibóg, niech panienka nie robi ceremonii, państwa w domu nie ma... jakbym w czym usłużyć mogła... panna tak sama, no i słaba.
— Nic, nic, tylko proszę o doktora, bo istotnie czuję się niedobrze.
Kaśka popatrzyła, objęła wejrzeniem pokoik cały, rada by była w dłuższą się wdać rozmowę, ale piliło (jak mówiła), zerwała się biec do lekarza. W istocie nieznajoma panna drżała osłabiona i chwiała się na nogach.
Pomimo krótkiego pobytu na progu przedpokoiku, od którego drzwi do mieszkania były otwarte, Kaśka widziała wiele, a przynajmniej więcej niż ktokolwiek bądź. Ale była z tej oznaki zaufania tak dumna, iż
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.