się swymi wiadomościami wcale popisywać nie chciała.
Ludzie widzieli ją, gdy wchodziła i wychodziła przez zaklęte drzwi, ale gdy się jej pytali, okryła się tajemnicą, ruszyła ramionami i nie wydała, co tam zobaczyła.
W dwadzieścia minut może po powrocie Kaśki, nadjechała karetka doktora i stary, zacny lekarz, znany całej Warszawie, żywo wbiegł na schody; panna Lenora musiała go widzieć z okna, gdyż nim zapukał, otworzyła mu drzwi.
Wszedł do pokoiku i zdumiony, powoli zbliżał się, rozpatrując, jakby oczom nie wierzył.
— Co pani tu robi? — zapytał — co to jest?
— Nie pytaj mnie, kochany konsyliarzu, co robię, dlaczego tu jestem, czemu mnie samą w tym stanie znajdujesz — radź mi, bom chora.
Przybliżyła się do kanapki i powoli, jakby zesłabła, zsunęła się na nią.
Doktór milczący wziął za puls, począł badać, czoło mu się zmarszczyło, ramionami ruszył.
— Przepraszam panią — odezwał się — nie jest to niedyskrecja, ale konieczność. Lekarz musi czasem być spowiednikiem. Ja nie poznam choroby, nie rozumiejąc jej położenia.
Czarnymi oczyma smutnymi spojrzała z wyrzutem jakby na doktora panna Lenora, milczała długo, a usta jej drżały. Ręka jej, którą doktór puścił, bezwładna leżała na stole biała, wychudła, a piękna, jakby na wzór dla artysty... leżała bezmyślnie rzucona i przez nią malował się stan ducha zwątpiałego, zobojętniałego na wszystko.
— Co pani tu robisz? — powtórzył doktór.
— Widzisz, jestem tu, mieszkam sama, pracuję.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.