w świat; ależ potrzeba planu, trzeba śladów jakichś, wskazówek.
— Pan mnie nie uznajesz do tego zdolnym? — zapytał Zbigniew.
— Właśnie dlatego, że przedsiębierzesz z gorączką, co należy czynić z rozwagą chłodną.
Zbigniewowi oczy zabłysły żywiej niż zwykle, uderzył się w pierś.
— Znajdę środki, odszukam ślady, wierz mi pan.
Chciał już odejść.
— Czekaj jeszcze — przerwał doktór — nie masz grosza przy duszy, matki bez zapasu zostawić nie podobna, pożyczę ci, ile potrzeba.
Młody chłopak się zarumienił, ale na ten raz, jako pożyczkę, musiał przyjąć ofiarowaną pomoc, która mu przychodziła, jak przez Opatrzność zesłana. Doktór wcisnął w rękę papiery dobyte żywo z pugilaresu, a w chwilę potem Zbigniew już biegł ulicą ku Dziekance.
Matce niesposób było się przyznać do zamierzonej pogoni, musiał ją przed nią utaić; powiedział, że go wysyła doktór za swoim interesem, zostawił część pieniędzy, odebrał paszport i mimo spóźnionej pory byłby tego samego dnia wyruszył, gdyby miał jakiekolwiek wyobrażenie o tym, dokąd mu jechać należało. Toż samo przeczucie, które mówiło, iż Lenora poszła za ojcem, wskazywało mu Karpaty, jako okolicę, w której najprędzej Dżęga się mógł schronić i córkę za sobą pociągnąć. Wieczór jednak poświęcił wywiadywaniu się dość trudnemu i poszukiwaniu śladów Cygana. Pomógł mu do tego towarzysz niegdyś szkolny, zajmujący teraz jakąś maleńką posadę w ratuszu i lepiej nad niego obeznany z ruchem ludności i stosunkami Warszawy.
Przez niego mógł się Zbigniew dowiedzieć o Cyga-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.