Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

utrapienia“, była ona zamieszkana przez liczbę zwykłą ubogich. Dwie baby i dwóch dziadów — Dominikowa i Basia składały armię amazonek; niepoczciwie przezwany Hycel i Strzemeczny — drugą. Cała ta ludność szpitalna, mimo nieudolności do pracy i różnych dolegliwości, z których się wylegitymować musiała dla przyjęcia, wyglądała wcale nieźle. Dominikowa podobna była do beczki otyłością, a do pieczonego jabłka cerą i kolorytem twarzy. Basia była chuda niezmiernie, skóra i kości, ale krzyczała za wszystkich, gdy w pasję wpadła. W pasję zaś wpadała kilka razy na dzień. Mężczyzna, zwany niefortunnie hyclem, a w przyzwoitszy sposób kulasem, chodził o jednej kuli, miał nogę skrzywioną, a mimo to zręczny był i zwinny niezmiernie. Strzemeczny, bodaj czy nie stary żołnierz, który latem i zimą chodził w kożuchu, milczał, nie odzywał się nigdy, ale przyprowadzony do niecierpliwości, bił bez miłosierdzia.
Ze wszystkich on może był najlepszy i jemu też było poruczone moralne zwierzchnictwo nad tą rzecząpospolitą... dawał rady kulasowi, babom nigdy. Nienawidziły go, bały się, skarżyły nań bezustannie i raz mu nawet jakichś grzybów nagotowały niezdrowych; ale Strzemeczny miał swoje sposoby, przechorował się i nie umarł. Od tej pory obudzał jeszcze większy szacunek w płci niewieściej. Miano go za człowieka, który coś zna — za czarownika.
Mieszkańcy wioski, przechodzący tego wieczoru przed szpitalem, mogli być wielce zdziwieni fenomenem tak niezwyczajnym, iżby mu zaledwie wiarę dać można. Przed progiem bowiem tej „Gospody utrapienia“ stali w jedną kupkę zbici, szepcząc coś po cichu, wszyscy mieszkańcy jej. Dominikowa w chustce białej na głowie, Basia z fartuchem do twarzy podniesionym, Kulas zażywający tabakę z rożka, i nawet