— Niechże Strzemeczny pójdzie mu odraportuje zaraz, żeby jeszcze biedy nie było — rzekła rozumna Basia — choćby go wydysponował na śmierć.
Milczący Strzemeczny nie lubił, ażeby mu coś radzono lub nakazywano; znajdował, że na własny użytek ma dosyć rozumu, na ten raz jednak zgodził się ze zdaniem Basi i pociągnął ku plebanii, przed którą w istocie wózek się zatrzymał.
Kulas, Dominikowa i Basia pozostali przed szpitalem w oczekiwaniu dalszych wypadków, gdy po krótkiej chwili ksiądz, złożywszy z siebie komżę i stułę, nadszedł niespokojny, prowadził go Strzemeczny już znów po swojemu milczący. Proboszcz był młody jeszcze człowiek, zdrów i silny, o energicznie wyrzeźbionej twarzy i jak przystało na ojca duchownego górskiej okolicy, zahartowany; pominął kupkę szpitalną, która go pozdrowiła, i co najprędzej wszedł do izby.
Tu na tapczanie, podesłanym słomą i narzuconym grubym prześcieradłem, leżał człowiek — czy trup człowieka, okrwawiony, potłuczony, bezwładny. Zbliżywszy się dopiero, dostrzec było można, iż w piersi tej, okrytej poszarpaną jakby w gwałtownej walce odzieżą, biło jeszcze serce. Krew, w części już poprzysychana, okrywała ręce, skronie, broczyła suknie. Twarz była młoda, przystojna, ale znękana, blada i wycieńczona. Z sukni domyślać się należało, że nieszczęśliwy ów, jeśli nie należał do wyższych, jak je zowią, klas społeczeństwa, nie pochodził też i z ludu. Ręce miał nie zapracowane, płeć nie tak ogorzałą, rysy wyszlachetnione pracą ducha i spadkiem pokoleń może oderwanych od trudu bezmyślnego. Widocznie nie był to chłopak zamożny, ale musiał, jak teraz się to zowie, należeć do inteligencji. Proboszcz po troszę był lekarzem, a namiętnie oddawał się we
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.