ką myślą dziecka pustyni, ale promieniem rozumu, Palmy ujrzał — poznał istotę jakby nową. Lenora, przebrana tylko po cygańsku, wydała mu się Paryżanką. Jeszcze ust nie otwarła, osłupiał. Zdawało mu się, że inna od tamtej pierwszej dziewczyny nieśmiałej, z oczyma spuszczonymi siedzącej — zajęła jej miejsce. Stanął.
Lenora miała już cały plan postępowania osnuty; korzystając z chwili zdumienia i zawahania, nim Sandor miał usta otworzyć, odezwała się śmiałym, dźwięcznym, ale powagi pełnym głosem, po francusku:
— Rachuję na uczucie honoru węgierskiego magnata, wszak się na nim nie zawiodę?
Na dźwięk tej mowy Sandor zbladły, strwożony, stanął jak wryty, nie wierzył uszom swoim. Lenora mówiła dalej:
— Przybyłeś pan dogodzić jakiejś fantazji wielkiego pana, kupując córkę cygańską dla zabawy? Mogę to mu przebaczyć, bo mnie ocalisz, gdy zechcesz.
Sandor jeszcze się nie zebrał na żadną odpowiedź, ale machinalnie sięgnął ręką do czapeczki, zdjął ją z wielkim poszanowaniem i ukłonił się.
— Posłuchaj mnie pan — poczęła Lenora. — O białym dniu, wśród dziewiętnastego wieku, wpadłeś w historię z Tysiąca nocy. Ale są rzeczy prawdziwe a nieprawdopodobne.
— Słucham pani — nieśmiało odparł Sandor.
— Tak, jestem córką Dżęgi — dzieckiem od piersi matki wzięta byłam na wychowanie przez bezdzietną zacną, świętą kobietę, która mnie jak własne dziecko ukochała i wychowała jak pańskie dziecię. Moja matka i opiekunka umarła. Ojciec przyszedł; widząc upadek tego człowieka, sama dobrowolnie poszłam za
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.