Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Lenora westchnęła: — To się równa wyrokowi na chorobę.
— Pani kochana — rzekł śmielej lekarz siadając za stół znowu — powiedz mi szczerze swą historię, objaśnij położenie.
— Znasz je pan! Widzisz ubogą sierotę bez żadnych zasobów, zmuszoną do pracy, zepsutą pieszczotami i wygodami; dumną, złą, upartą i bardzo biedną.
Wstał stary zniecierpliwiony, biorąc za kapelusz.
— Zostały pani z dawnego jej położenia znakomite stosunki...
— Nikomu nic winna być nie chcę.
Doktór ruszył ramionami.
— Cóż znowu! — zawołał prawie gniewnie — co za niedarowane dziwactwa!
Na te słowa powstała nagle Lenora, zarumieniwszy się, ale po chwili padła na siedzenie, bo się na nogach utrzymać nie mogła. Lekarz, podbiegłszy, posadził ją, widząc większe niż się domyślał osłabienie.
— Nazywasz to pan dziwactwem — odezwała się — sąd jest surowy. Odzywać się do ludzkiej pomocy może tylko ten, kto ma do niej jakieś prawa. Ja nie mam żadnych, ja żadnych nie roszczę, ja sobie samej chcę być winna przyszłość, jeśli ją mam jaką.
— Jest to choroba dumy — łagodniej dodał lekarz.
— Ale choroby są w naturze człowieka, i ta moja gnieździ się we krwi... inna, jak jestem, być nie mogę.
Zmarszczyła brew, coś dzikiego patrzyło z jej ślicznych rysów, którym osłabienie i wychudzenie nadawało wyraz jeszcze więcej uderzający.
— Pani kochana, po cóżeś mnie tu wezwała, abym był świadkiem chyba i z bólem stąd odszedł. Cóż ja ci mogę poradzić, jeśli się chcesz zabić?
— Nie, zabić się nie chcę — odpowiedziała słabym głosem — choć życie jest dla mnie niezrozumiałe,