Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

niewygodna, zbyteczna... uciążliwa... wrócę do Węgier.
Spojrzał na nią błagającymi oczyma, w których było tyle żalu, prośby i wymówki, iż Lenora się zarumieniła i podała mu rękę.
— Nie gniewaj się pan na mnie. Zrobisz, co uznasz za właściwe, ufam panu. Najpierwszą jednak rzeczą jest, byśmy księdza proboszcza uwolnili od załogi i postarali się o pomieszczenie dla mego obrońcy.
Proboszcz w istocie sam nie wiedział, co odpowiedzieć; do swego pacjenta wielce się przywiązał, a tolerować nie mógł przy nim panny, która nie była ani siostrą, ani krewną i w dodatku miała jeszcze z sobą towarzysza niewylegitymowanego, a widocznie i desperacko zakochanego, co mu aż nadto z oczów patrzyło. Wybierając z dwojga, wolał już ksiądz zrzec się opieki nad chorym, niż to towarzystwo, przypominające mu w młodości czytanego Idziego Blasa z Santylany, przyjmować dobrodusznie na probostwie. Milcząco więc przyjął przemówienie Lenory, skłonił się i nic nie powiedziawszy znikł.
Lenora, pożegnawszy chwilowo Zbigniewa, sama pobiegła szukać dlań chaty wygodnej, a Sandor czuł się w obowiązku jej towarzyszyć.
Poczta z tego zakątka odchodziła raz na tydzień tylko; był więc czas przygotować listy do Warszawy do doktora z opowiedzeniem całej przygody i zaklęciem najsilniejszym, aby z powagą swego wieku i powołania na ratunek przyjeżdżał.
Z tego wszystkiego, co się działo, hrabia Palmy powoli przychodził do coraz mocniejszego przekonania, iż Lenora była w istocie tą istotą, jaką mu się w pierwszej chwili przedstawiła. Jej los, położenie, urok twarzy, umysłu, serca co dzień czyniły na nim potężniejsze wrażenie. Nie wiedział jeszcze, jak wyj-