Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zgaduję, czemu winnam odwiedziny hrabiego — zaśmiała się gospodyni — pewnie już wiecie o powrocie tej mojej heroiny, kochanej Lenorki, od której ja właśnie powracam... nieprawdaż?
— Przyznaję, żem o tym słyszał, i nie będę taił, że to przyśpieszyło w istocie moją bytność u pani.
— Otóż to taką szczerość ja lubię — odparła Laura. — Prawda? ciekawi jesteście losu tej biedaczki? Wróciła zbiedzona, znękana, opalona trochę, ale piękniejsza niż kiedykolwiek była, a duszą i sercem zachwycająca.
Lord nic nie odpowiedział, patrzył na dno kapelusza. Po chwili milczenia odezwał się spokojnie:
— Kiedyż będziemy mieli szczęście ją oglądać?
Laura westchnęła.
— A, mój drogi hrabio — rzekła — to właśnie najboleśniejsze, że ona ma mocne postanowienie całkiem się od świata usunąć, że chce... no! nie wiem właściwie, co z sobą pocznie, ale mi wręcz na zaprosiny odpowiedziała, iż bywać nigdzie nie myśli, że musi zerwać. Que voulez vous, zna swe nieszczęśliwe położenie, ma swą dumkę i wie, że w świecie naszym nic ją nie czeka nad walkę i upokorzenie.
— Nie rozumiem tego — przerwał lord stanowczo — żyjemy w XIX wieku, dziś nikt o nic więcej oprócz wychowania nie pyta, król Bawarski...
— A! tak, mój hrabio, królom i książętom wszystko wolno, jednakże trzeba przyznać, iż u nas zwłaszcza wiele się jeszcze zważa na pochodzenie, imię... antécedens... Juściż, kochany hrabio, Lenora przy całej swej wyższości, talentach, wdzięku, rozumie, nie może się spodziewać, aby się z nią kto godzien jej ożenił.
— Dlaczego? — spytał lord.
— Ale, mój Boże! na cóż to ukrywać, co wiedzą