Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale nikt, nikt o niczym wiedzieć nie będzie! ręczę, oprócz hrabiego, który już wie o twym postanowieniu. — Chwilę zamyśliła się Laura. — A zatem, proszę cię na piątek, na herbatę i rachuję na ciebie. Spraszać wiele osób nie będę, nie chcę ci robić subiekcji, bądź spokojna...
Uścisnęły się jeszcze i pani Laura zamyślona, zdziwiona nieco niepowodzeniem poselstwa, odeszła.


Kto znał dawniej Warszawę — o teraźniejszej mowy już nie ma — wie, jakie w niej tętniło życie, jak każdy wypadek ważniejszy, ukazanie się ciekawej postaci, młodego talentu, zajmującego pod jakimkolwiek względem człowieka, rozbudzało wszystkich i wprawiało w pewien rodzaj gorączki; jak się dobijano, aby być u Łuszczewskich, u pana Leona, gdy ktoś przybycie cudzoziemca, znakomitości lub choćby ekscentryka zwiastował. W teatrze na przedstawienie artysty, w resursach na uczty wesołe, dawane na cześć przybyłych, docisnąć się nie było można. Miasto potrzebowało żyć i szukało karmi chciwie. Tak samo po domach prywatnych, gdzie kogoś zobaczyć, pomówić z kimś było można, goście proszeni, wpraszający się i nieproszeni napływali.
Mimo zajęcie polityką z wieczorem piątkowym Laury inaczej też być nie mogło, wygadał się ten i ów, że ostatni raz ma się na nim ukazać owa oryginalna wychowanka wojewodziny, że to jest wieczór pożegnalny, bo ona świat opuszcza. Dodawano, że ma być magnat węgierski w stroju narodowym; że Lenora da się słyszeć na fortepianie, że zgotowano jakąś niespodziankę, słowem we środę już Laura była oblężona. Na próżno się wymawiała tym, iż dała sło-