Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

Zresztą była miła, uprzejma... dla wszystkich równie uczynna, najbardziej dla tych, których się obawiać mogła.
— Surowy pan jesteś — szepnął doktór.
— Jestem sprawiedliwy — sucho odparł pan Alfred. — Jeszcze za życia męża, nie mając dzieci, a wiecznie potrzebując, aby ją ktoś w rękę całował i pieścił i do nóg jej padał, wojewodzina wzięła na wychowanie sierotkę... naprawdę nikt nie wie dobrze skąd, jakiego rodu... nie mogę przysiąc, żeby to nie było żydowskie lub cygańskie dziecko nawet... słowem podrzutka jakiegoś... przywiązała się do niego do szaleństwa... bo dzieciak mądry udawał czy w istocie kochał ją namiętnie!
Cóż dziwnego! Wzięto to spod płotu, ze śmieciska, a wychuchano jak pańskie dziecko, wykołysano w koronkach; nie było dla kochanki tej nic za drogiego ani sukienki, ani nauczyciele, ani fantazyjki jej. Zabawki sprowadzano z Londynu, bony z Paryża... a że dziecina była jeszcze ładna, dowcipna, utalentowana, bystra... wojewodzina bawiła się nią zupełnie, jak to się stare panie bawią pieskami nie pomnąc, że pieskom potem, nawykłym do pieszczot, źle na świecie być może.
Familia wojewodziny sprzeciwiać się temu nie mogła. Majątek miała ogromny, a narazić się jej, było to wykluczyć się samemu od spodziewanego spadku. Wszyscy więc nie tylko padali przed wychowanką, pochwalali fantazję staruszki, ale starali się przez pannę Lenorę łaskę jej pozyskać. Lena była panią wszechwładną majątku, domu, serca wojewodziny. Ale cóż było na to poradzić. Musieliśmy milczeć.
Wiedzieliśmy, że w testamencie, choćby chciała, znacznego jej legatu nie zrobi, a w ostatku spodziewaliśmy się zrobiony nawet unieważnić. W ostatnich