przekazała majątku drugiej siostry dzieciom. Pojechałem.
Drugiego, czy trzeciego dnia pobytu, staruszka, jakem się spodziewał, oddaliwszy od siebie cały dwór, przywołać mnie kazała. Była to chwila stanowcza, jak dziś pamiętam rozmowę.
— Fredku mój — rzekła staruszka, kładąc mi wychudłą rękę na dłoni — ja się coś źle czuję, podobno mi już niedługo na tym świecie przyjdzie z wami pozostać! Co się wówczas stanie z moją drogą córką, z moim aniołem, z moją Lenorcią? Tyś jej zawsze okazywał wiele współczucia, wiele dla niej sympatii, ja w tobie pokładam nadzieję, że ty swój los z jej losem połączysz. Jest godna ciebie... wychowałam ją jak królewskie dziecię... śliczna, rozumna, utalentowana... miła, dobra. Któż zważa dziś na pochodzenie... Ona była jakby moim własnym dziecięciem... Alfredku... uspokój mnie...
Cóż miałem uczynić, kochany konsyliarzu... co? powiedz? Miałżem powiedzieć jej — nie chcę! nie mogę? Musiałem zbyć kobiecinę dwuznacznikiem, aby jej nie martwić, w duszy przyrzekając sobie, że będę się starał pannie Lenorze to wynagrodzić.
Ożenić się, mimo jej ślicznych oczów, nie mogłem; cioci tego powiedzieć nie było podobna, odrzekłem więc ni to, ni owo. Dałem słowo tak, jak ci tu mówię:
— Niech ciocia będzie o los panny Lenory spokojna!
I pocałowałem staruszkę w rękę, stara pocałowała mnie w głowę i na tym się skończyło. Na tej podstawie staruszka zrobiła testament, zapisując nam cały majątek, a Lenorze parękroć sto tysięcy tylko.
— A więc był zapis dla niej! — zawołał doktór.
— Którego ona nie przyjęła — odparł pan Alfred — dlatego, że jej się pewnie zdawało, iż cały
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.