Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak to? W jednym testamencie dar dla was ważny, a dla niej nieformalny? — z oburzeniem ironicznie spytał doktór.
Pan Alfred bynajmniej się nie zmieszał.
— Nie jesteś prawnikiem, doktorze, — odpowiedział — co innego jest zapis dla familii, czym innym dar osobie obcej. Powinna go była inną uczynić formą.
Zwycięsko się uśmiechnął.
Lekarz spojrzał i nie odpowiadając ani słowa, tym razem na dobre pożegnał pana Alfreda i oddalił się. Po wyjściu jego młody panicz zapalił nowe cygaro, siadł w fotelu i zamyślił się.
— Ha! no! nie chce nas znać! Nie chce nic — to nic! Mniejsza o to! — zawołał konkludując. — To mi wszystko jedno!


Chociaż pan Alfred mówił przed sobą, że mu to zupełnie było jedno, iż go panna Lenora znać nie chciała, nazajutrz wszakże, przeszedłszy się po świecie, podrażniony kilku szyderskimi pytaniami i pewnym tonem, z jakim go po towarzystwach spotykano, musiał nieco zmienić przekonanie, gdyż z wieczora postanowił dostać się jeszcze do Lenory i rozmówić z nią koniecznie.
Zamknięte i wyraźnie zakazane mu drzwi jej nie zdawały się dlań przeszkodą nie do przemożenia, raz bowiem już ten próg mimo woli pani przestąpił, i nie wątpił, że powtórzyć to potrafi.
Był pewny prawie, że doktór będzie znów u swej pacjentki, postanowił z tego podobnie jak pierwszym razem korzystać. Znając bardzo dobrze miasto, zasiadł w niedalekiej cukierni, czatując na konsyliarza, którego karetka w istocie zatrzymała się przed pała-