wszy lekkie tylko uściśnienie, i majestatycznie powstała, aby odjechać. Głębokie westchnienie dowodziło, jak czuła spełnioną ofiarę.
— Adieu, kochany konsyliarzu, — dodała — widzę ślicznie mieszkasz, co za apartamenta!
W tym podziwieniu i pochwale było coś jakby sarkazm ukryty, ale konsyliarz, choć się go domyślał, nie dał poznać po sobie wcale, skłonił się milczący. Hrabina spojrzała jeszcze na salon i meble.
— Proszę cię, co to jest za zmiana — szepnęła — dawniej najarystokratyczniejsze domy ledwie tak były pysznie umeblowane, dziś wszędzie się ten zbytek spotyka.
— To prawda — odparł konsyliarz odprowadzając ją do drzwi — czasy się zmieniły wielce, obyczaje... wszystko... i my biedacy jesteśmy zmuszeni do nich się stosować. Cóż pani hrabina chce... człowiek jest niewolnikiem zwyczajów.
— A tak! a tak! i wszyscy się rujnują! I proszę cię, konsyliarzu, zacierają się wszelkie różnice klas społecznych. A! inaczej dawniej bywało... dożyliśmy tego.
Nie dokończyła, bo papuga, którą służący odkrył, widząc wychodzącą panią, poczęła wołać za nią:
— Adieu! adieu!
Doktór wyprowadził ją aż na schody i tak zakończyła się ta wizyta, która we wspomnieniach hrabiny liczyć się miała do nadzwyczajnych poświęceń z jej strony dla dobra familii.
Toteż powróciwszy do domu długo tej przejażdżki wydychać nie mogła, mówiła o niej cały wieczór. Alfredek musiał ze czcią dla jej poświęcenia trzy razy w rękę ją pocałować, a w przekonaniu pani hrabiny ta wyprawa na nieprzyjaciela miała być tak skuteczna, iż się zupełnie troszczyć nawet przestała
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.