prędko przeszła do sympatyczniejszego usposobienia. Młody chłopak niby się przechadzał po korytarzu, ale poznać było łatwo, że ta przechadzka przymusowa nie była bez celu. Kasia, popatrzywszy nań, byłaby chętnie się z nim rozmówiła, ale zaczepić jej nie śmiał. Dopiero gdy wyszła z lampką, przystąpił do niej grzecznie.
— Przepraszam panienkę — czy... czy nie mógłbym się dowiedzieć o mieszkanie panny... Zary... panny Lenory Zary?
Dziewczyna wstrzymała się, potrząsając głową.
— Ale ona — rzekła cicho — nie przyjmuje nikogo!
— Czy chora?
— Była niezdrowa, to prawda, przychodził lekarz... teraz ma się lepiej... a jednakowo przyjmować nikogo nie lubi.
— Zapewne musi mieć do tego powody, ja też nie chcę się naprzykrzać, ale... gdyby panna była tylko łaskawa oznajmić jej, że tu ktoś jest, co się przyszedł dowiedzieć o zdrowie.
— A jakże się pan nazywa?
— Niech panna powie tylko, że Zbigniew.
— Jak? jak?
Chłopak powtórzył imię. Dziewczyna postawiła lampę, weszła do pokoju, ale wprędce bardzo otworzyły się drzwi, sama Lenora pokazała się w progu i obie wyciągając ręce, krzyknęła:
— Pan tutaj, panie Zbigniewie! Chodźże! chodź, pustelnica nie przyjmuje nikogo, ale was!
Nieśmiało, strwożony młody chłopak próg przestąpił; pomieszany był tak, że słowo trudno mu było wymówić.
— A! pani — zawołał — jakże ja jestem szczęśli-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.