Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

czen jestem. To wyznanie wytłumaczy mnie, dlaczego ośmielam się trudzić go sprawą, która właściwie do mnie nie należy. Znam pana konsyliarza z jego szlachetnego serca; wiem, że byłeś przyjacielem wojewodziny, że litujesz się nad losem biednej sieroty. Czy wolno mi spytać pana dobrodzieja: los jej jest mu dobrze znany, czy nie?
— Zdaje mi się, że położenie jej rozumiem i że się nie łudzę — rzekł doktór — radbym jej dopomóc i wyrwać ją z fałszywego położenia, zgubnego dla zdrowia i dla duszy, bo sprowadzającego zwątpienie; ale cóż na to poradzić, jeśli się ona przy swojej idei ręcznej pracy upiera?
— Ja obcy, choć życzliwy, młody, nie mając prawa przemówić dobitniej, a w potrzebie walczyć o nią i zwyciężyć, zapewne nic bym nie potrafił, ale pan swą powagą...
— Ale ona słuchać nie chce!
— Pana usłucha.
— Cóż myślisz, że radzić by jej należało? — zapytał lekarz.
— Mnie się zdaje, że dla każdego człowieka powołaniem powinno być to, czemu oddał serce... ona jest namiętnie muzykalna, zna doskonale i miłuje muzykę, dlaczegoż by z niej nie miała uczynić powołania.
Lekarz się uśmiechnął smętnie.
— Rada w zasadzie bardzo dobra — rzekł — ale pan jesteś młody i nie wiesz, co to życie artysty, co kariera nauczycielki i wirtuozki. Muzyka dziś jest tak rozpowszechniona, a wydoskonalenie w niej tak pospolite, iż trudno na ten towar znaleźć kupca... a iluż to upokorzeniami okupić trzeba uznanie. Dla Lenory prawie niemożliwe jest, a przynajmniej bardzo przykre być może, do salonów, w których na stopie przyjaciółki była przyjmowana, przyjść z teką