Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

dla niej chcesz wyrobić. Mów otwarcie, bo się klnę, że mnie nie oszukasz.
Konsyliarz minę zrobił dziwną, ale ruszywszy ramionami rzekł cicho:
— Czy to prawda, że jej własny fortepian Erarda i pianino pod jakimś pozorem skonfiskowali?
Laura rękami uderzyła rozgłośnie.
— A to łotry! proszę ciebie! To łotry! Toż ta dziewczyna bez fortepianu umrze.
— A przynajmniej śmiertelnie będzie tęskniła — szepnął konsyliarz.
— Ty wiesz, że tak jest?
— Zdaje mi się, mówią — dodał doktór.
— Ale mów do licha jasno, zawsze te tajemnice, a ja ich nie cierpię... czy tak jest?
— No, to tak jest, a pani rzecz na to zaradzić — rzekł wstając stary.
— A! czekajże, nie puszczę! czekaj... ani mi się ruszaj z miejsca, póki się nie wygadamy o tym. Wiesz, gdzie się podziała Lenorka?
— Wiem, ale dałem słowo, że nie powiem.
— No, więc jest w Warszawie, o to mi szło — zawołała Laura — a ja jutro bez ciebie o tym będę wiedziała.
— Fortepian choć jeden trzeba odzyskać — rzekł konsyliarz — to okrucieństwo i grabież.
Laura zamyśliła się, spojrzała na zegarek.
— Doktorze! ty mnie znasz — poczęła zsuwając fanty — ja nie umiem czekać, nie cierpię odkładać, ja jeszcze dziś do Pyzy pojadę.
— Zmiłuj się pani... ależ się namyślić trzeba...
— Daj mi pokój! — machając rękami, jakby odpędzała, zakrzyknęła Laura — ja już wiem, co zrobię... ale sza! Winnam ci prawdziwą wdzięczność, bo