Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

zrobić przykrość i dogryźć Pyzie i jej synkowi, to c’est un festin des Dieux!
Pocałowała tłuste paluszki swoje i podniosła je do góry.
— Fortepian! co to fortepian, a choćby i oba, gdyby im można więcej co wydrzeć.
— Ale Lenora nic w świecie od nich nie przyjmie.
— To głupia! — szparko przerwała Laura — to jej się należało wszystko, jej! Była istotnie córką najlepszą, dla staruszki, która, jakkolwiek poczciwa i anielskiej dobroci, pod koniec życia okrutnie się stała ciężka. Gdyby nie ona, straciliby majątek, gdyby nie ona, straciliby jej serce. I to wdzięczność! Ale w tej Pyzie oprócz dumy i głupstwa nic się nie mieści, a Fredek godnym jest jej synalkiem. Jedźże sobie teraz, doktorze, ja mam mój plan, biorę szal, Stefusia ze mną pójdzie, oddam jej wizytę. Mieszka właśnie w dawnych apartamentach wojewodziny... to mi się doskonale składa!
— Hej! Stefka! — zawołała.
Wbiegła panienka żwawa jak ona, ładna bruneteczka i pośpieszyła ku niej. Snać była nawykła do lakonicznych wyrażeń swej opiekunki.
— Szal... kapelusz... ubierz się... dwadzieścia pięć biletów... idziemy zaraz... Chustka... turecka... włóż kapelusz z woalikiem.
Doktór już się wysunął.
— Jutro ci dam znać! Zobaczysz! Czy oddadzą ci Kozacy grabież? tego nie wiem, ale że im dopiekę.
Ręką zakręciła, jakby student mszczący się na głowie nieprzyjaciela.
— O! że dopiekę... to dopiekę.
Ścisnęła doktora za rękę.
— Ty jesteś poczciwy człowiek — rzekła pręd-