Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

ko — kocham cię, poszłabym za ciebie i uszczęśliwiłabym cię, gdybyś chciał!
Skłonił się konsyliarz uśmiechając.
— Nie jestem godzien.
— Filut! a żebym miała mniej dwudziestu laty? Hej! żebyś mnie zobaczył, jak wyglądałam! Oj! skusiłbyś się.
— Patrz! — poprowadziła go do portretu, wiszącego na ścianie, wyobrażającego piękną brunetkę, bardzo do Stefki podobną. — A co? — spytała.
— Obawiałbym się! — szepnął doktór.
Laura uderzyła go po ramieniu.
— Nicpotem jesteś! — pogroziła mu na nosie. — To twoje szczęście, że serce dobre, ale filut!
Doktór nie był jeszcze zszedł ze schodów, gdy już pani Laura wdziała kapelusz, szal, rękawiczki, wymustrowała Stefkę i schodziła co żywo, starając się fizjonomii nadać wyraz spokojny, co jej nigdy łatwo nie przychodziło.
W kwadrans potem pytała szwajcara, czy hrabina w domu, kazała się meldować i z pogodną, uśmiechniętą twarzą triumfalnie weszła do złocistego salonu, w którego kącie głównym stał milczący ów Erard. Hrabina, Pyzą zwana, siedziała w fotelu z powieścią Arsena Houssaye w ręku i lornetką na nosie. Tusza nie pozwoliła jej wstać rychło, a żwawa Laura podbiegła ku niej, aby tej fatygi oszczędzić.
— Niechże kochana hrabina nie rusza się, proszę bardzo! Ja tylko na chwileczkę przerywam miły jej spoczynek i lekturę... zawsze z mymi interesikami ubogich. Znając dobre jej, szlachetne serce... przychodzę z biletami na loterię. Chère Comtesse! pani Zamoyska wzięła pięćdziesiąt... to już i kochana pani choć...