Hrabina nie odpowiedziała nic, ale się trzęsła z oburzenia.
— Moja droga — dodała — bo ja wiem, że ty mi sprzyjasz... co więcej gadali u tych margrabiostwa?
— Ja nic nie słyszałam oprócz fałszywej historii fortepianów i muszę oddać sprawiedliwość przytomnym, że się niemal wszyscy oburzyli. Nikt temu naturalnie wierzyć nie chciał, bo któż by taki, jak ty hrabino, przy waszych milionach i fortunie, chciał się tam żywić takimi przywłaszczeniami?
Hrabina czerwieniła się i nie mówiła już nic.
Laura parę jeszcze razy zapuściła żądło w ranę... i poczęła się żegnać z taką czułością, uszanowaniem i przymileniem, tak prosząc kochanej hrabiny, aby się nie ruszała z fotelu, iż Pyza mimo gniewu rozstała się z nią wielce czule.
W połowie schodów Laura rozśmiała się do swej towarzyszki.
— Jeżeli ją dziś apopleksja nie ubije, tego starego muchomora... to będzie cud. Uważałaś, jak czerwieniła się, a białe plamy jej na twarz występowały. Istny muchomor!
W kwadrans po wyjściu Laury napiwszy się proszków burzących, wypocząwszy, hrabina posłała po Alfreda, aby natychmiast przychodził.
Posłuszny syn, chociaż grał w lansknechta, porzucił zajęcie miłe, przyjaciół, nie dopalone cygaro — i pobiegł. Wchodząc do salonu spostrzegł po twarzy matki, iż ją coś wzruszyło w niedobry sposób.
— Cóż to mamie? Widzę proszki!
— A! powiadam ci! nie mogę jeszcze przyjść do siebie. Była u mnie ta poczciwa Laura, bo to kobieta, która mi dobrze życzy. Przychodziła znów z jakąś loterią dobroczynną... wyciągnęła mi kilkadziesiąt rubli.
— Czyż to mamę tak zniecierpliwiło?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.